Frida Kahlo
Autorytet

Tajemicza Frida Kahlo

Gdybym spotkała Fridę Kahlo, zapewne odbyłoby to się w jej pracowni, którą zaprojektował i wybudował Diego Rivera. Miłość jej życia. Usiadłabym na drewnianej skrzyni, tuż obok sztalug z pustym płótnem, wdychając zapach farb olejnych i terpentyny. Z podziwem patrzyłabym na kwiaty w jej włosach, na długą suknię, na prekolumbijski naszyjnik i kolonialne kolczyki. Na kobietę świadomą swojego piękna. Chciałabym ją spotkać, aby poznać jej sekrety. Sekrety kobiety niezwykłej. Nie oceniać, a dowiedzieć się jak odnaleźć głęboką realizację w życiu, zwłaszcza gdy jest ono naznaczone cierpieniem. 

 

O tożsamości

 

Myślę, że zaczęłaby rozmowę od wypadku. Nie, na pewno by o nim nie opowiedziała, jedynie lakonicznie stwierdziła, że w wieku 18 lat jej życie zmieniło się na zawsze. Jej twarz, jak maska skrywałaby gwałtowne emocje, tak jak na jej autoportretach. Nie musiałaby mówić, że skutkiem wypadku było cierpienie, którego miała doświadczać do końca życia, dostrzegłabym to bez słów. Rekonwalescencja była długa. Leżąc przykuta do łóżka zaczęła malować. Były to autoportrety. W tej samotni odkrywała siebie ponownie, nową Fridę, tą którą stała się po wypadku. To były narodziny artystki. Kobiety, która miała odwagę opowiadać o kobiecości w swoich obrazach z taką bezkompromisową szczerością i prawdą. Powiedziałaby mi, że jeżeli chcę być szczęśliwa powinnam wiedzieć kim jestem. Wyjść na pustynię, w dzicz, zaszyć się w samotni, aby poznać samą siebie i odkryć w sobie wartość. Talent, umiejętność, właściwość, cel, pragnienie. Sama uczynić ten krok, a nie czekać, aż coś przykuje mnie do łóżka. 

 

 O pięknie

 

Jej piękno rodziło się w bólach. Od dziecka chorowała na polio, miała zdeformowaną prawą nogę i stopę, dlatego najczęściej nosiła długie spódnice. Często ją wyśmiewano. Zamiast poddać się i wpaść w abnegację zaczęła ubierać się wyraziście i kolorowo, jakby rzucała wyzwanie całemu światu. Patrzcie na mnie, nie jestem doskonała. I co z tego? Był też czas, kiedy miała obcięte włosy i ubierała się po męsku, aby podkreślić swoją niezależność. To miłość wydobyła z niej w pełni kobiecość. Te tehuańskie spódnice były dla Diega. Tak jak Autoportret z obciętymi włosami po rozstaniu z nim. O jej pięknie decydowała ta rzadka umiejętność tworzenia atutów ze swoich braków. Nie upodabniała się do jakiegoś kanonu piękna, ale budowała go na bazie swojej osobowości, ze słabości i doskonałości. Zapytana o piękno nie wiedziałaby co powiedzieć, zapewne po długiej chwili stwierdziłaby, że jest po prostu sobą.

 

Frida Kahlo

 

O twórczości

 

Była ambitna i pracowita, uczęszczała do najlepszych meksykańskich szkół (znalazła się wśród 35 dziewcząt na 2000 chłopców, co było nie lada wyczynem). Chciała zostać lekarzem. Wszyscy wokół, oprócz niej samej, dostrzegali jej talent plastyczny. Ona nie dowierzała temu, traktowała malowanie marginalnie. Dopiero wypadek zmusił ją do zmiany perspektywy. Musiało trochę potrwać, zanim w pełni uwierzyła w to, że jest dobra. Myślę, że żałowałaby iż trwało to tak długo. Ile błędów i trosk ją to kosztowało. Zachęciłaby mnie, abym jak najszybciej dostrzegła to w sobie i uwierzyła. Jej obrazy są przemyślane, logiczne, piękne, bo zakotwiczone w jej świecie, opowiadające historie, jej symbolicznym językiem. Jakby chciała pokazać swoją dumę kobiecą. Choć często próbowano ją wcisnąć w szufladę surrealizmu, jednak ona dzięki wierności samej sobie oparła się temu, stworzyła nową jakość. Powiedziałaby mi, że uczciwe pokazywanie siebie nigdy nie jest łatwe, tak jak bycie wiernym sobie. Wówczas wystawiamy się na krytykę, testujemy naszą spójność, możemy łatwo wpaść w przesadę. Jednak jej się udało. Opowiada o swoim wewnętrznym świecie tak naturalnie, dumnie, nie zatracając tajemnicy.

 

O miłości

 

Oni musieli się spotkać i musieli być ze sobą. Mówiła o nim: „chciałabym cię namalować lecz brakuje kolorów, bo jest ich tak wiele w mojej dezorientacji, namacalnej formie mojej bezbrzeżnej miłości“. Zanim go poznała głęboko podziwiała w nim, zarówno mężczyznę, jak i sztukę, którą tworzył. Bardzo jej zależało na jego zdaniu. Miał powiedzieć: „płótna ujawniły niezwykłą siłę wyrazu, precyzję w przedstawieniu charakterów i prawdziwą zaciętość. (…) Posiadały fundamentalną plastyczną uczciwość i właściwą sobie artystyczną osobowość. Przekazywały pełną życia zmysłowość dopełnioną bezlitosną, choć wrażliwą siłą obserwacji. Było dla mnie oczywiste, że ta dziewczyna jest prawdziwą artystką.“ Myślę, że opowiedziałaby mi tylko o tych dobrych chwilach z nim. O tym jak oboje na siebie wpływali, ona była dla niego inspiracją, on pokazywał jej świat, wspólnie starali się go zmienić. Nie rywalizowali ze sobą, oboje szanowali i podziwiali siebie jako artystów. Pewnie nie odpowiedziałaby mi jak to możliwe, wzruszyłaby ramionami. Tajemnica miłości.

 

Nie wiem, czy zrozumiałaby mój świat. Świat faworyzujący kobiety idealne, świeżo wyprodukowane w fabrykach piękna, które marzą, aby mieć. Znudzone, zapatrzone w siebie i dopasowane jak klony do ideału, który przynosi sławę, kasę i zainteresowanie tłumu. Szybko uspokoiłabym ją. Bo są, choć mniej widoczne, kobiety prawdziwe. Które tak jak ona szukają swojej tożsamości, budują swoje piękno na swoich talentach, które zmieniają świat i mądrze kochają.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *