skoki rozwojowe
Inspiracje

Sensowne czy bezsensowne zmiany

Mam taką dziwną przypadłość. Mianowicie. Gdy pierwszy raz jestem w jakimś miejscu, moje przeczucie mi mówi, że to miejsce będzie dla mnie znaczące. Ja i moje skoki rozwojowe. W okresie wyborów studiów, wszyscy składali dokumenty w różnych miejscach wiedząc, że na studiach dziennych trudno przejść egzaminy wstępne. Ja złożyłam tylko w jedno miejsce. Podkreślając mój status dziwaka, nie tylko rodzajem studiów, ale pewnością, że stawiam wszystko na jedną kartę. Ktoś mógłby powiedzieć, że na moje studia łatwo się dostać, więc nie było obaw o miejsce.

Otóż nie. Mój kolega ze studiów zawsze powtarzał, że nasze studia były bardzo analityczne, przez co trudne i ja się z nim zgadzam. Pamiętam jak wyjechałam z zapasem czasowym, aby zdążyć do innego miasta na egzaminy wstępne. W tym dniu, chyba cały wszechświat starał się mi utrudnić dotarcie na czas. Tyle dziwnych wypadków, trudności i problemów z każdym kilometrem się nawarstwiało, że byłam przekonana iż nie zdążę. Wbiegłam na salę egzaminacyjną w ostatnim momencie. Zdążyłam. Później odkrywając zakamarki mojego przyszłego uniwersytetu, miałam pewność, że zmieni się tu moje życie. I tak też było. Podobny scenariusz odbył się gdy pierwszy raz odwiedziłam ANG SDK. Wiedziałam, że tu jest moje miejsce i że znacząco wpłynie na moje życie. Istotnie tak było.

Bardzo długo nic nie pisałam, ponieważ dorastałam do trudnych decyzji. Do zmian. Thoreau pisał, że wszyscy żyjemy w cichej desperacji i w końcu przychodzi dzień, kiedy ta desperacja, przestaje być cicha, zacznie w nas krzyczeć. To jest pierwszy objaw tego, że potrzebujemy zmian. Nawet najbardziej doskonałe miejsce może nie spełniać naszych potrzeb. A nasze potrzeby ewoluują im nabieramy doświadczenia, zmieniamy się, dorastamy do nowego życia.

Wówczas odczuwamy przymus zmian, do tego stopnia, że czujemy fizyczny ból. Na początku próbujemy walczyć i sami coś zmienić, jednak nie dosyć, że walka jest ciężka i wykańcza, to jeszcze jest nieskuteczna. Cały zapał i motywacja gdzieś gaśnie. Pozostaje pustka i nawet najwspanialsze cele i marzenia nie są w stanie zmobilizować do tego, aby dotrzymywać kroku innym. Pojawia się wówczas wstyd, że nie spełniło się oczekiwań. Jako jednostki nasze możliwości mają pułap, kiedyś się kończą, sami już dalej nic nie mnożymy. Nieskończone możliwości pojawiają się gdy pomagają nam inni. Ciągle się tego uczę, naznaczona niezależnością, która czasem jest wadą.

W tej bezsilności sprawdza się stwierdzenie Hłaski, że czasami nie chodzi o to, aby zmieniło się coś na lepsze, najczęściej chodzi o to, aby zmieniło się na cokolwiek.

Tak pojawia się decyzja o dokonaniu zmiany. Tym trudniejsza, im większa świadomość konsekwencji jakie za sobą niesie. Utrata kontaktu, gniew, niezrozumienie, pretensje i obojętność osób, z którymi się współpracowało. Takie doświadczenia, choć nie są przyjemne, mają też pozytywny wydźwięk, ponieważ w nich poznajesz kto naprawdę dba o twoje dobro i rozwój. Woody Allen mówił, że jeżeli chcesz poznać prawdziwą twarz osób, na których ci zależy to zrób coś wbrew ich wyobrażeniom. Po takich doświadczenia, już wiadomo, kto przy tobie zostanie, a kto odwróci się do ciebie plecami. Lekcja, zaiste trudna, choć niezbędna w mądrym dorastaniu do lepszego życia. Cyrus Wielki powtarzał w swojej mądrości, że aby coś mogło się narodzić na nowo, musi dojść do zniszczenia. Nie umiem opisać, jak trudno mi pisać te słowa i jak trudne są takie decyzje, jaki chaos potrafią wprowadzić w życie człowieka. Jednak są niezbędne.

Pojawia się również żal, że nie udało się skorzystać ze wszystkich szans, jakie się miało. Grunt, żeby mieć świadomość, że decyzje rodzą się w konsekwencji oddziaływania dwóch stron ich akcji i reakcji. Brać na siebie całą winę to postawa głupiego męczeństwa, nie widzieć żadnej w sobie winy, a oskarżać innych to dziecięca głupota. Czasem ten żal, może przesłonić dobre aspekty nowej sytuacji. Poddając się rozpamiętywaniu i ciągłym żalom, tracimy nowe szanse. Warto pomyśleć, że w każdym miejscu mamy do spełnienia jakąś misję. Być może ja już ją spełniłam, choć nie wiem co to było. Być może w innych miejscach czeka mnie inne zadanie. Jako emocjonalna kobieta traktuję pracę osobiście. Dobrze, bo to sprawia, że bardzo się angażuję. Źle, bo szybko się wypalam i traktuję dużo rzeczy osobiście. A biznes nie sprzyja takim postawom. To lekcja, której nadal się uczę. Trzymajcie zatem za mnie kciuki.

Jeden komentarz

  • Manage+

    Może misja to część większej misji? Nie zawsze to, co niewykorzystane to porażka. Często to sytuacja prowadząca nas do nowych szans. Staram się o tym pisać i u siebie więc ewentualnie zapraszam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *