Spółdzielczość jest kobietą czyli równouprawnienie w biznesie
Jesteś kobietą. Możesz być kim zechcesz. Możesz pracować. Możesz mieć rodzinę. Możesz mieć pasję. Możesz zmieniać świat. Masz równouprawnienie w biznesie. Masz prawo sprzeciwu i nikt nie może Cię za to potępić. Masz realny wpływ na rzeczywistość, która Cię otacza. Masz prawo, również myśleć o sobie i dbać o siebie w pierwszej kolejności. Masz prawo być niedoskonała. To nie prawda, że musisz być posłuszna, bierna i ciągle zatroskana o innych. Na równi z mężczyznami możesz sięgać po niemożliwe, konkurować z nimi, być liderem, sięgać po władzę. Możesz sama stanowić o sobie, słuchając jedynie swojego głosu wewnętrznego, a nie opinii innych o tym, kim powinnaś być.
Doskonale o tym wiemy, jednak między świadomością, a stanem faktycznym jest ogromna przepaść. Z czasem to umyka w pędzie dnia codziennego. W pogoni za byciem doskonałą, najlepiej wykształconą, najlepiej wykonującą polecenia, najlepiej zarządzającą gospodarstwem domowym, najlepszą zawsze i wszędzie. Pozornie aktywna, a jednak zawsze bierna. Ten perfekcjonizm daje nam poczucie bezpieczeństwa i jest fasadą, za którą można łatwo schować starch i brak pewności siebie. Łatwiej nam być dla innych. Trochę jest tak, że boimy się być niezależne, mniej perfekcyjne, a bardziej aktywne, bo uznano by nas za egoistki, a nie tak nas wychowano. I tu pojawia się światło w tunelu, bo jest na to dobre rozwiązanie.
Formuła, która na samym początku swojego istnienia dała fundament walce o równouprawnienie. Spółdzielczość. Rok 1844. To był początek. A zaczęło się od buntu, bunt tkaczy z Rochdale. Odważyli się głośno powiedzieć: „Weźmy sprawy w swoje ręce!“. „Poświęcamy swoje talenty i ciężką pracę dla innych, którzy na nas zarabiają, a sami nie korzystamy z tego w pełni“. „Stwórzmy coś, co nie tylko będzie dla nas zarabiało pieniądze, ale również bierzmy odpowiedzialność za dobro wspólne, bądźmy ze sobą solidarni“.
Tak powstała spółdzielnia jako wspólnota ludzi, będących specjalistami w swoim fachu, która jednocześnie zakładała niezależność każdego z osobna i służyła innym.
Byli to Sprawiedliwi Pionierzy. Doskonale wiedzieli, że każdy z jej członków ma ogromny wpływ na kształt spółdzielni, dlatego najważniejszym postulatem było kształcenie siebie nawzajem. Ci ludzie, ojcowie założyciele spółdzielni byli też prekursorami dowartościowania roli kobiety i jej walki o równouprawnienie. Dali temu wyraz otwierając na oścież drzwi swojej spółdzielni dla kobiet, a nawet ośmielając je i aktywnie zachęcając do angażowania się w ten projekt. Kobieta, dzięki temu, nabierała pewności siebie zdobywając niezależność.
W tamtym czasie prawo angielskie ubezwłasnowolniało majątkowo kobietę zamężną. Rozwiązano tą kwestię w ten sposób, że wypłacano kobiecie bezpośrednio do rąk własnych zwroty nadebranego[1], aby sama mogła decydować na jaki cel on pójdzie. Po raz pierwszy więc, mogła być niezależna. W dużej mierze główną przeszkodą w pełnym wykorzystaniu równouprawnienia jakie dawała spółdzielczość był brak wzorców. Do tego poważną barierą był brak wiary w siebie i zamykanie się w swoim ciasnym świecie domowych obowiązków.
Chciałyśmy, ale bałyśmy się, bo nie wiedziałyśmy jak. Na Międzynarodowej Konferencji Ligi Kooperatystek w Wiedniu w 1921 roku, jeden z wybitnych działaczy spółdzielczych powiedział, że „trzeba powoli zmienić sposób myślenia mężczyzn. Mężczyzna sądzi jeszcze dzisiaj, że jest koroną dzieła stworzenia, a że kobieta jest mu poddaną!”. A wybitni spółdzielcy angielscy, Acland i Jones, pisali w swojej książce „Working Men Co-operators”: „Rodzaj męski ma, być może, zbyt wygórowane skłonności do uważania własnej opinii za bardziej wartościową, niż drugiej płci”.
I tak powstała Liga Kooperatystek, mająca na celu aktywizację kobiet w spółdzielniach. „Czego żąda się od mężczyzny, gdy chodzi o założenie lub popieranie organizacji spółdzielczej? Przyjdź! Pomóż! Głosuj! Krytykuj! Działaj! Czego zaś żąda się od kobiety? Kupuj! Na tym kończy się szczególne pole pracy wyznaczone kobietom. Mogą wymagać od nas jedynie kupowania, ale czy same nie mogłybyśmy pójść dalej. Dlaczego nie miałybyśmy mieć naszych zebrań, pogadanek, dyskusji?”.
Na początku były to nieśmiałe spotkania przy robótkach, jednak serca tych kobiet były spragnione czegoś więcej. Chciały działać, jednak przed nimi piętrzyły się ograniczenia, bo aby mogły to robić, musiały się kształcić. Musiały dorównać mężczyźnie. To był zwrot o 180 stopni. Nikt tym kobietom nie powiedział, że mogą być odważne. Najpierw jednak musiały wykształcić siebie, aby mogły kształcić innych. Aby to uczynić, musiały mieć na to czas, aby go zdobyć musiały mieć mniej obowiązków. Kluczem do sukcesu było takie zorganizowanie swojej pracy w gospodarstwie domowym, aby zaoszczędzić czas, aby to zrobić musiały wykorzystać maksymalnie nowe sposoby prowadzenia gospodarstwa. Gra była warta świeczki, ponieważ w spółdzielni, kobiety mogły realizować się twórczo, wymyślać projekty i je realizować. Mogły być kimś więcej niż matkami i żonami.
Takie początki były w Anglii, a jak było w Polsce? Mozolnie. Edward Milewski w pierwszym wydaniu „Sklepów społecznych” z roku 1911, tak charakteryzował tę sprawę: „Zasadniczo sprawa udziału kobiety jest u nas dawno rozstrzygnięta, ale faktycznie stwierdzić należy, że kobiety okazują dotąd małe zainteresowanie dla spółdzielczości i biorą mały udział w życiu stowarzyszeń. W rzadkich wypadkach powoływano kobiety do zarządu i rad nadzorczych stowarzyszeń. A przecież właśnie dobrze pojęta zasada demokratyczności ustroju kooperatyw spożywców wymaga, aby kobieta na równi z mężczyzną brała czynny udział w kierownictwie i zarządzie. Stowarzyszenie spożywców łączy wszystkich we wspólnej sprawie. Słuszne jest przeto, aby wszyscy – tak mężczyzn, jak i kobiety – brali czynny udział w jego życiu, korzystając z jednakich praw i obowiązków” (wyd. II. str. 78 i 81).
Obecnie z przyjemnością dowiadujemy się, że ciężka praca zarówno liderek, jak i zwykłych, bezimiennych kobiet, nie poszła na marne. Okazuje się bowiem, że kobiety wiodą prym w bankach spółdzielczych, gdyż na 1240 członków zarządów banków spółdzielczych Grupy BPS aż 753 to kobiety[2]. Ich przywództwo powoduje, że banki którymi zarządzają są dochodowe i dynamiczne. Teza, że kobiety doskonale realizują się w spółdzielczości w tym przypadku ma swoje uzasadnienie. I potwierdza się fakt, że naszą siłę stanowi wrażliwość i inteligencja emocjonalna.
Spółdzielczość jest kobietą, ponieważ to idealne miejsce, w którym możemy wreszcie być aktywne, gdzie znajdujemy zachętę, wzorce oraz motywację do tego, aby być przedsiębiorczą i niezależną, a jednocześnie dzielić się z innymi swoją wiedzą oraz być dla innych. Jednocześnie klarowne zasady dają nam bezpieczeństwo, bo wiemy, że mamy wsparcie w bardziej doświadczonych osobach. Możemy się rozwijać, a dzięki temu, przyczyniamy się do dobra ogółu, co jest dla nas ważne. Bo sukces zbiorowy motywuje do sukcesu indywidualnego. To tutaj spotyka się możliwość zdobycia finansowej niezależności, a jednocześnie współdziałania i troski o społeczność lokalną.
Ja wiem, że to tylko słowa, a słowa jedynie wzniecają ogień. Dziś to za mało. Ważna jest świadomość, że to kobieta powinna sama wziąć sprawy równouprawnienia w swoje ręce. I decyzja, aby zrobić choć jedną małą rzecz, aby być bardziej aktywną, bardziej pewną siebie, bardziej niezależną z dnia na dzień. Mamy już wzorce, więc brakuje nam wymówek czy okoliczności łagodzących, aby nie brać odpowiedzialności za siebie i świat dokoła nas. Idea spółdzielczości jest bardzo trudna, to wyzwanie połączyć cele ekonomiczne z zasadami solidarności i sprawiedliwości. Myślę, że jest to też szansa dla nas, ponieważ jesteśmy mocniejsze w budowaniu takich mostów. I to my możemy tego dokonać między innymi w spółdzielniach.
Źródło: Maria Orsetti. Kobieta której na imię milion. 1933.
[1] Karol Howard, twórca konstytucji spółdzielni pionierów, wynalazł zasadę „zwrotów nadebranego od zakupów”. Polega ona na tym, że sprzedaż odbywa się po cenach rynkowych, a nadwyżka pozostała po potrąceniu wszelkich wydatków, po wliczeniu do nich oprocentowania udziałów według stałej stopy oraz odpisów na fundusz rezerwowy, jest zwracana członkom w stosunku do wysokości poczynionych przez nich zakupów w spółdzielni. Każdemu członkowi zwracano zatem to wszystko, co nadpłacił powyżej ceny istotnych kosztów produktów oraz ogólnych kosztów prowadzenia sklepu. A. Honora Enfield pt. Spółdzielczość. Jej problemy i możliwości. Warszawa 1927.
[2] Za Informatorem Bankowości Spółdzielczej.