Wypalenie zawodowe – do którego między innymi, przyczynia się cała seria porażek – to wstydliwe słowo. Trudno je nawet głośno wypowiedzieć przed samym sobą. W Japonii powiada się, że prawdziwy wojownik odczuwa wstyd, tylko wtedy, gdy czyni coś niezgodnego z honorem. Polski wstyd pojawia się, gdy doświadcza się porażki. Ten wstyd jest bardzo głęboko zakorzeniony. Pewne cechy zapisane w genach, wędrują po pokoleniach, wcale się nie ujawniając. Takie jak totalna porażka. Tak też trochę jest w tym przypadku.
Dopiero w swoim dorosłym życiu zetknęłam się z pozytywnym aspektem niepowodzenia. Jest ono jakimś tabu, o którym się nie mówi głośno. Trudno się do niego przyznać, bo człowiek z automatu szufladkowany jest, jako nieudacznik, przegrany, słaby. Częściej słyszałam o tym, że porażka idzie w parze z wygrywaniem, od obcokrajowców. W ojczystym otoczeniu nikt nigdy nie szczycił się tym, że niepowodzenie nauczyło go pokory, że dzięki niemu odkrył pomysł, który uwolnił jego potencjał i stał się wygranym. Nikt nie budował innych, pokazując, że porażkę można zmienić w sukces, że niepowodzenie może uczynić go silniejszym i bystrzejszym.
„Ludziom wiedzie się najlepiej wtedy, kiedy każdy ma swoje jasno określone miejsce i wie, jaką funkcję pełni w wielkim systemie spraw świata. Zniszcz to miejsce, a zniszczysz też człowieka”.
To cytat z „Diuny” Franka Herberta, który rewelacyjnie opisuje nasze „wstydliwe” słowo. Pojawia się ono wówczas, kiedy cel staje się niewidoczny, kiedy wczoraj to, co robiłeś miało sens, dziś ten sens traci. Bezcelowość – tak mogłabym nazwać największe zło, jakie dotyka człowieka. W filozofii – rozpowszechnionej dzięki Arystotelesowi i jego szkole – jest mowa o tym, że człowiek jest istotą teleologiczną. Sam termin odnosi się do praw fizycznych, jednak doskonale komponuje się z istotą człowieczeństwa, bo nie tylko rzeczy, a i człowiek posiada swój głęboki sens i cel. Jest to pewnego rodzaju właściwość człowieka, która czyni z niego swego rodzaju strzałę, nakierowaną na cel i mającą ten cel osiągnąć. Najtrudniejszą pracę, jaką wykona to będzie odnalezienie tego celu i odkrycie w sobie takich umiejętności, aby go zrealizować. Stan, w którym znamy swój cel i dążenie do niego można nazwać szczęściem.
Po raz pierwszy zetknęłam się z programem ustalania celów parę lat temu i do tej pory mam wątpliwości, czy zrobiłam to dobrze. Cele mają być spójne z tym, kim jesteś, jakie umiejętności i talenty posiadasz, czym żyjesz i do czego zmierzasz. Może, dlatego jest to tak trudna umiejętność, ponieważ wymaga doskonałej znajomości siebie samego. Czasem stanąć w prawdzie przed sobą samym wymaga heroizmu. Cele mają być spisane, jasne, bardzo konkretne i pozytywne. Cele powinny dotyczyć różnych sfer życia np. samorozwoju, życia rodzinnego, życia zawodowego, społecznego. Należy również wyznaczyć sobie jeden cel ostateczny. Mają być jak puzzle, po złożeniu których pojawia się wzór.
Warto określić plan, w jaki sposób je zrealizujesz i po czym poznasz, że je osiągnąłeś, co musisz poświęcić, aby tam dojść oraz jakie umiejętności nabyć.
Jaki entuzjazm mną kierował, gdy wykonywałam poszczególne zadania, jak bardzo wzrosła moja motywacja i optymizm? Jednak po kilku miesiącach, okazało się, że moje cele wyblakły, gdzieś się zgubiły, nie widziałam ich już tak klarownie. Nikt nie powiedział, że przyjdzie taki czas, kiedy pojawią się wątpliwości po pierwszej, czy siódmej porażce. Nie znam jeszcze odpowiedzi, czy to jest kwestia wyznaczenia sobie niewłaściwych celów, czy tego, że z czasem cele ewoluują, zmieniają się, niejako dostosowują do nas samych. Wiem jedno, że najtrudniejsze co wykonasz, to szukanie – w tych całych listach spraw do zrobienia – samego siebie. Nie ukrywam, że to trudne zadanie, mozolne, jednak kiedy tego dokonasz to Twoje cele podporządkują się Tobie, a nie Ty im.
Ten stan porażki lub/i wypalenia zawodowego jest trudnym okresem, jednak koniecznym. Nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem człowiekiem sukcesu, bo jeszcze on nie nastąpił. Wiem, że przyjdzie we właściwym czasie. Jak większość szukałam wsparcia u innych osób, a kiedy nie znajdowałam go zrozumiałam, że jedyna osoba, która skutecznie pomoże to ja sama. Jakże egotyczne podejście. Doświadczenie pokazało mi, że na długo to nie wystarczy. Są chwile kiedy wszystko zależy od nas i takie, które są możliwe dzięki innym. Wówczas bezcennie jest mieć osobę, która delikatnie popchnie cię, bo przecież już wiesz, że umiesz latać i jesteś zdecydowany skoczyć w tą przepaść, tylko potrzebujesz tego jednego popchnięcia przez drugą osobę. Tacy pozytywni ludzie są na wagę złota. Ci którzy hojnie obdarzają innych pozytywną energią i bezinteresowną wiarą w Twój sukces, dlatego warto walczyć o nich i warto ich doceniać.
Porażki są drogą do sukcesu. Musimy je popełniać, ryzykować itd. 🙂
Zgadzam się, jeśli po drodze do upragnionego sukcesu nie będziemy ponosić porażek, nie będziemy uczyć się niczego nowego, bo w końcu człowiek uczy się na błędach. Żeby do czegoś dojść, trzeba błądzić i wyciągać z tego nauki. Dzięki za artykuł 🙂
I ja dziękuję 🙂 takie komentarze są inspiracją do dobrych zmian i fajną motywacją 🙂
Wszystko zależy od naszego sposobu postrzegania, dla niektorych jedna porażka może być okazją do depresji i całkowitego zamknięcia się w sobie z kolei dla innych jest to motywacja do zrobienia czegoś większego i/lub spróbowania raz jeszcze. Ja w swoim życiu kieruje się tylko i wyłącznie pozytywnym myśleniem i swiat naprawdę mi się odpłaca stosownie do tego jak traktuje zycie 🙂
na wypalenie nie pomoze chyba nic innego jak tylko zmiana pracy